Na zdanie o domach szkieletowych i ich właściwościach konstrukcyjnych, najbardziej rzutują obrazki ze Stanów Zjednoczonych. Widzimy na nich zburzone całe kwartały takich budynków, po przejściu przez nie gwałtownych zjawisk pogodowych. Rzeczywiście nie wygląda to najlepiej.
Dodajmy jednak od razu, że takie zniszczenia, które każdy z nas miał zapewne okazję obejrzeć w telewizji, spowodowane są huraganami lub trąbami powietrznymi o niespotykanej w Polsce sile. Możemy być więcej niż pewni, że nie przetrwałby ich również dom murowany przeciętnego Kowalskiego.
Amerykanie są więc praktyczni. Po co mają budować dom murowany przez dwa lata, który – podobnie jak dom szkieletowy, budowany pół roku – nie będzie mieć szans na przetrwanie pogodowej katastrofy. Lepiej zaoszczędzić czas i zamieszkać pod własnym dachem szybciej. Oczywiście pamiętając, by swój dom ubezpieczyć od takich katastrof. A teraz zadaj sobie sam pytanie: czy Ty na ich miejscu, nie postąpiłbyś tak samo?
Nadmieńmy od razu, że Ameryka to wielki kraj. Występowanie huraganów i tornad nie dotyczy całego terytorium. Zwykle występują one na obszarze Południowej Dakoty, Nebraski, Kansas, Oklahomy i Texasu. Czyli mówiąc z grubsza, w centralnej części kraju. Stąd też, domy buduje się tam inaczej od tych, np. na północno-wschodnim wybrzeżu.
Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ i w jednym, i w drugim przypadku inwestorzy – co oczywiste – uwzględniają różne warunki pogodowe. Mówiąc prościej, domy w Teksasie mogą mieć lżejsze konstrukcje i słabsze izolacje od swoich odpowiedników w stanie Nowy Jork, Pensylwania, czy Wirginia. Z zasady te drugie budowane są solidniej, czyli zgodnie z założeniem, że mają stać znacznie dłużej, bo nie zagrażają im takie kataklizmy, jakie mają miejsce w innych częściach USA.
Teraz aż się prosi, by odwołać się do bliższego przykładu. Mamy oczywiście na myśli kraje skandynawskie. Szczególnie Norwegię, Szwecję i Finlandię. Wiadomo, że w tych państwach praktycznie całe budownictwo jednorodzinne oparte jest na technologii lekkiego szkieletu drewnianego.
Panujące tam warunki pogodowe są bliższe do tych, które występują w Polsce. Można nawet powiedzieć, bez najmniejszej przesady, że klimat w tych krajach jest ostrzejszy niż u nas. Dotyczy to szczególnie wschodniego pasa Norwegii, całego terytorium Szwecji i Finlandii. W takim razie, zgodnie z logiką oponentów domów szkieletowych, powinien on determinować tamtejszych mieszkańców do budowy domów murowanych. A wcale tak nie jest.
Mało tego, część konstrukcji szkieletowych domów, co ma miejsce np. w Norwegii, ze względu na warunki gruntowe, nie jest nawet wznoszona na fundamentach, lecz mocowana do podłoża przy pomocy zabetonowanych kotew lub bardziej tradycyjnie, przy użyciu drewnianych pali. Ma to miejsce szczególnie na obszarach przymorskich, gdzie okresowo wieją bardzo silne wiatry. I czy porywają one domy Norwegów? Być może raz na jakiś czas owszem. Tak samo, jak w Polsce – u nas też od czasu do czasu wichury sieją spustoszenie wśród domów murowanych.
Przykład domów szkieletowych w Norwegii, przymocowanych do podłoża za pomocą stalowych kotew i drewnianych pali (zdjęcie ze zbiorów własnych autora artykułu).
Nie obawiaj się. W polskich warunkach dom szkieletowy, jeśli jest wybudowany zgodnie z dobrymi praktykami tej technologii, przez doświadczonego wykonawcę, jest domem wytrzymałym i ciepłym. Mało tego, nie zagraża mu tzw. efekt balona, więc pod tym względem jego odporność na silne porywy wiatru jest jeszcze lepsza niż w domu murowanym.
Zresztą każdy dom, tak szkieletowy, jak i murowany, można wybudować solidnie albo byle jak. Więc porównywanie wyłącznie samych technologii również nie daje pełnego obrazu faktycznej wytrzymałości obu typów inwestycji, a wręcz może go zafałszowywać.